"Zanim uderzysz nastolatka"

"Mój 14-letni syn Radek (imiona zmienione) był zawsze bardzo dobrym chłopcem - pisze pan Andrzej. Ale od czasu jak przenieśliśmy się do Edmonton wpadł w złe towarzystwo. Przestał się uczyć, za to całe dnie spędzał w West Edmonton Mall. Zaczęliśmy go podejrzewać, że bierze narkotyki. Któregoś dnia, gdy nie pozwoliłem mu wyjść z kolegami, postawił mi się. Nie wytrzymałem, i uderzyłem go w twarz. On, za podpuszczeniem swoich kolegów, zgłosił ten incydent do Child Welfare, i w rezultacie umieścili go w rodzinie zastępczej. Ja tego nie rozumiem. Mnie ojciec parę razy zerżnął pasem i nikomu nie przyszło do głowy, że to było nie w porządku. A ja ledwo szczeniaka dotknąłem, dla jego własnego dobra, a tu go zaraz zabierają. Zona jest na mnie wściekła. Boimy się, że on może już niewrócić. Co właściwie się stało? Czy można coś na to teraz poradzić?"

Czasy istotnie się zmieniają, Panie Andrzeju, i bicie dzieci wyszło z mody. Alberta, jak wszystkie prowincje, ma prawo (Child Welfare Act), chroniące dzieci przed fizycznym, seksualnym a nawet emocjonalnym maltretowaniem. Już jakiś czas temu ustalono, że leczenie ludzi z traumatycznych doświadczeń dzieciństwa kosztuje biliony dolarów. Poza moralnym obowiązkiem ochrony swoich (także tych małych obywateli), cywilizowane państwa, w tym Kanada, próbują więc zmniejszać olbrzymie koszty społeczne, do jakich prowadzi maltretowanie dzieci.

Powie pan, co to za maltretowanie, skoro pan go tylko raz w gniewie uderzył? W istocie granica pomiędzy maltretowaniem a zdrową dyscypliną może być trochę niejasna. W dziedzinie tej jest także wiele różnic kulturowych i pokoleniowych. To, co jest akceptowane w jednej kulturze (np. polskiej czy rosyjskiej), może nie być akceptowane w innej (np. kanadyjskiej). To, co było normalne dla naszych rodziców, może już nie znaleźć uznania u naszych dzieci czy wnuków.

Co pan teraz może zrobić? Child Welfare najprawdopodobniej przeprowadzi dochodzenie. Może się zdarzyć, że poproszą psychologa, by ocenił Pana ( i żony?) stan emocjonalny i umiejętności rodzicielskie. Niezaleśnie od tego, jak frustrujący będzie dla pana cały proces, zachęcam pana do przyjęcia postawy otwartości i współpracy. Nie ma sensu wypierać się tego, co już się stało. To zwykle czyni inspektorów Child Welfare bardziej podejrzliwymi. Zwykle nie spodziewają się oni znaleźć "idealnych" rodziców, i nie warto próbować za takich uchodzić.

Jeśli w toku dochodzenia zarówno pan, żona jak i Radek  będziecie deklarować chęć bycia razem, to najprawdopodobniej w takim kierunku będą działać pracownicy socjalni (social workers). Zwykle do zjednoczenia rodziny dochodzi się poprzez terapię rodzinną i trening w umiejętnościach rodzicielskich (parenting skills training). Można by pewnie skonkludować, że do tego pożałowania godnego incydentu nie doszłoby, gdyby wiedział pan, jak ze swoim nastolatkiem postępować.

Wychowywanie nastolatka to cała, bardzo trudna zresztą sztuka, co potwierdziliby pewnie wszyscy rodzice, którzy przez to przeszli. Typowe dla tego wieku są zmiany hormonalne i uaktywnienie się najpotężniejszej siły życia, to jest pociągu seksualnego. W rezultacie tych zmian rówieśnicy stają się najważniejsi, a rodzice zwykle odstawiani są do tak zwanego "lamusa", czyli przestają się liczyć.

Moją osobistą filozofię wychowywania w tym wieku wyraziłbym przy pomocy następującej metafory - zamiast próbować zatrzymać rzekę, której i tak nie da się zatrzymać, lepiej jest próbować nadać jej bieg. Jeśli nastolatek ma silne pragnienie jakiegoś działania, to zrobi to i tak, niezależnie od tego, czy ja mu na to pozwolę czy nie. Zamiast nakazywać lub zakazywać (np. pójścia na randkę), lepiej jest ponegocjować (np. godzinę powrotu). Negocjując można próbować apelować do samozachowawczych instynktów naszych nastolatków (np. opisać córce wszystkie niekorzystne aspekty przedwczesnej ciąży).

Nastolatki (przynajmniej niektóre) "mają swój rozum" i często dobrze rozumieją, że powstrzymanie się od pewnych działań jest w ich najlepszym interesie. Jeśli zostawiona jest im odpowiedzialność za własne bezpieczeństwo, często wykazują wiele zdrowego rozsądku. Nie daj Boże jednak, gdy właściwe zachowanie jest narzucone przez rodziców. Wtedy z typowej dla tego wieku przekory, robią dokładnie na odwrót tego, czego życzą sobie rodzice.

Od jakiegoś czasu najmodniejsze jest wychowywanie poprzez "naturalne konsekwencje działania". Zamiast zakazywać lub karać, rodzice mogą opisać dzieciom, jakie będą konsekwencje ich działań. Na przykład, - "Jeśli wrócisz z randki o właściwej porze, pozwolę ci wyjść znowu, jeśli się spóźnisz więcej niż godzinę, to ja zrobię to (tu opisujemy jakąś negatywną konsekwencję)." W niektórych wypadkach konsekwencje są tak naturalne, że rodzice nie muszą nic robić. Mój 16-letni syn upił się niedawno po raz pierwszy w życiu ze swoimi kolegami. Przez całą noc wymiotował, a i następnego dnia przedstawiał widok pożałowania godny. Doszedłem do wniosku, że ukarał się sam i odstąpiłem od wymierzenia dodatkowej kary. Mieliśmy tylko małą "rozmowę wychowawczą" na temat wielu niebezpieczeństw, jakie czychają na młodego człowieka pod wpływem alkoholu. Chyba "odebrał swoją lekcję" bo od tego czasu nic podobnego mu się nie przydarzyło.

Starożytna zasada "kija i marchewki" też ciągle może być skutecznym sposobem wychowawczym, jeśli jest stosowana umiejętnie. "Marchewką" może być wszystko, czego nastolatek chce (pieniądze, atrakcyjna podróż, komputer czy nawet czas na komputerze, nadzieja otrzymania ski-doo, czy tp.). Pragnąc marchewki, nastolatek będzie się powstrzymywał od tych zachowań, które jasno opiszemy dla niego jako niepożądane (np. palenie papierosów). Utrata marchewki, czy nadziei na marchewkę, często jest silniejszą karą niż pas.

Umiejętne stosowanie tej zasady wymaga jednak konsekwencji. Jeśli precyzyjnie opisaliśmy nastolatkowi, co się stanie jako konsekwencja dobrych i złych zachowań, a zachowanie jest złe, musimy zrobić to, co obiecaliśmy. Inaczej nastolatek nie będzie nas traktował poważnie. Nie powinniśmy też wymagać od dzieci tego, czego nie umiemy wymagać od siebie (np. niepalenia papierosów, kiedy się samemu pali, co i tak najczęściej nie jest skuteczne).

W niektórych wypadkach kłopoty z naszymi nastolatkami wykraczają jednak poza trudności czysto wychowawcze. Tak jest na przykład, gdy rodzina jest rozbita, gdy dzieci mają kłopoty z uczeniem się z powodu tzw. "learning disorders", lub gdy zdąrzyły się uzależnić od alkoholu lub narkotyków. W takich sytuacjach najbardziej wskazane jest szczegółowe badanie psychologiczne i najczęściej jakaś forma psychoterapii.

Piotr Rajski jest psychologiem w prywatnej praktyce (Roche Miette Psychological Services). Pytania do autora prosimy kierować na adres redakcji. By umówić się na sesję, zamówić kopię artykułu można zadzwonić: (780) 482-5353.

© Piotr Rajski
 
  Home